Historia z życia wzięta – siedzisz sobie spokojnie w domciu i rozwiązujesz problemy z nieznośnym splotem. Wchodzi Twój luby/a i zadaje Ci to klasyczne pytanie – co ty tam znowu dziergasz?
Nagle krew Cię zalewa i dostajesz spazmów, bo znowu musisz się tłumaczyć, że wcale nie pleciesz tylko tkasz/robisz na drutach/ szydełkujesz/ wiążesz makramę… Nie wiem jak wam, ale mi to się się wielokrotnie zdarzyło. Spędziłam łącznie ładnych parę godzin na tłuczeniu czym ja się tak dokładnie zajmuję, a czym nie. Może to walka z wiatrakami, ale myślę że warto uświadamiać ludzi czym się zajmujecie, a ten wpis w tym pomoże.
W tym wpisie zajmę się dwoma najbardziej znanymi technikami, które przeżywają swój renesans. Chociaż dla mnie zawsze były bardzo ważne i nigdy ich nie odbierałam jako archaiczne. Od małego coś dziergałam czy plotłam, o czym możecie przeczytać TUTAJ. Zajmuję się tym na co dzień i nie mam na myśli samego tkactwa, ale szydełko czy druty nie są mi obce. A co jeśli mi się sweterek zacznie pruć, to co, wyrzucę go? Podchodzę do tej sprawy w ekologiczny sposób – zamiast pozbywać się zbędnych rzeczy i kupować nowe, staram się przede wszystkim je naprawić. Tak jest z większością moich rzeczy. I chociaż nie znam się na wielu dziedzinach życia (hydrauliki nie zrobię, płytek nie położę) to jednak dbanie o Matkę Ziemię jest dla mnie głównym wyznacznikiem – wyrzucić czy zostawić.
Po pierwsze TKANINA
– moje główne zajęcie, wyuczony zawód jakby nie patrzeć. Jak wikipedia podaje jest to „wyrób włókienniczy płaski powstający w wyniku przeplatania ze sobą (według założonego splotu) wzajemnie prostopadłych układów nitek osnowy i wątku.” A jak to się ma do życia realnego? Tam gdzie będziemy mieli osnowę (pionowo ułożone nitki) i wątek (osobno poziome nici), tam będzie tkanina. Oczywiście będzie ich wiele rodzajów, jak to przedstawiłam TUTAJ, jednak wszędzie zasada jest mniej więcej ta sama. Z tą płaskością mogłabym się pokłócić, ponieważ tkanina może być również wypukła.
Przykładem jest jeans. Jak macie dziurę w spodniach to możecie zauważyć, że niektóre nitki są białe, inne niebieskie (w zależności od koloru). Te jasne to właśnie osnowa i jak pociągniecie którąś z nich sprujecie linię prostą w pionie lub poziomie. To najprostszy sposób na sprawdzenie z czym mamy do czynienia. Aczkolwiek nie polecam niszczenia tkaniny, zwyczajnie przyjrzyjcie się jej bliżej.
Następnie MAKRAMA
to zbiór nici (sznurków, pasów, itp.) pionowych , które przeplatają się między sobą. Można je oczywiście łączyć w poziomie czy na skos, ale nadal będą miały swoje charakterystyczne sploty. Z historycznego punku widzenia jest ona odrobinę młodsza, ale równie sędziwa. Jej początków można upatrywać w pierwszych splotach wykorzystywanych w siatkach na ryby. Swój dekoracyjny charakter jednak rozwinęła w późniejszych wiekach. Zwłaszcza za czasów królowej Wiktorii, która nakazała swoim wszystkim dwórkom nauczenia się tej techniki. Dla mnie jest ona łatwa i przyjemna, a dzięki niej pokochałam różnego rodzajów sznurki.
Przykłady widzicie poniżej na planszach. Jeśli jesteście zainteresowani ta techniką to często robię warsztaty z makramy, sprawdźcie jakie w najbliższej przyszłości możecie znaleźć WARSZTATY.
Kolejnym pytaniem jest – co jeśli w pracy mamy obydwa spolty?
W tym momencie zasada jest prosta. Jeśli w danej pracy występuje osnowa (szereg pionów), które w większości pozostają nienaruszone będziemy nazywać to tkaniną. W przypadku kiedy nici w przeważającej części splatają się ze sobą, a tylko momentami widzimy partie jak w tkaninie to praca będzie makramą. Ja do swoich prac używam makramy, którą poznałam stosunkowo niedawno, bo w 2017 roku. Okazało się na wstępie, że parę wiązań znałam odkąd sięgam pamięcią, tylko inaczej je nazywałam. Tkanina i makrama przenikają się i w procesie twórczym można ich używać zamiennie. Wszystko zależy od waszego konceptu.
Przykłady poniżej w małej galerii moich prac. Między innymi duża tkanina artystyczna z wystawy Tkackie Wariacje.
SZTUKA WŁÓKNA
Ostatnim punktem, który chciałam przytoczyć jest sztuka włókna. Obydwie techniki tkanina jak i makrama (szydełkowanie i robienie na drutach również) do niej się zaliczają. Dlatego więc ludzie mniej znający się na rzeczy, będą je mylić albo określać je jako „dzierganie”. Dla osoby, która zajmuje się daną techniką nie ma nic bardziej irytującego jak błędne określenie. Mnie samej parę razy podniosło ciśnienie złe nazewnictwo, b uważam się po prostu za tkaczkę, a nie samego rękodzielnika. Jest to mój zawód i dla większości populacji jest on wymarły i wrzucają go do worka z HOBBY… ot coś tam sobie dziergam, czy można na tym zarabiać? Tak, bo ręcznie wykonane rzeczy zawsze będą cenniejsze i bardziej wartościowe niż te maszynowe, seryjnie wykonane.
Kończę na tym mój wpis z małym przesłaniem – plećcie!
Jeśli zajmujecie się makramą albo tkaniną i czujecie się w tym dobrzy, to róbcie to. Mieszajcie style, techniki, eksperymentujcie, uczcie się nowych splotów. Nie pozwólcie tym samym umniejszać swojej pasji, bo obydwie techniki są równie szlachetne i ważne. Podzielcie się ze mną swoim doświadczeniem w komentarzach. Macie swoją ulubioną technikę, a może łączycie je w niesztampowy sposób?