
Żeby opisać moje historie związane z tkactwem nie starczy miejsca, więc przedstawię tutaj tylko początek mojej przygody.
Historię zacznę od dzieciństwa…
Wychowywałam się na wsi i domowe robótki kobiet były na porządku dziennym. W letniej kuchni mojej prababci stały jeszcze butwiejące szczątki starego krosna dwuosnowowego, a ja bawiłam się wśród tych zgliszczy. Jak w wielu wiejskich rodzinach tkanie chodników ze skrawków starych tkanin było czymś normalny. Tak i dla mnie przędze, kołowrotek czy samo pojęcie wątku nie było czymś niecodzienny. Kiedy miałam jakieś 6/7 lat prababcia nauczyła mnie robić na drutach, a chwilę po tym babcia pokazała mi szydełkowanie. Jak na młodzieńczy zapał przystało mocno się tym zainteresowałam, po czym porzuciłam temat na rzecz innych ciekawych rzeczy (pokemony i Czarodziejka z Księżyca). Jednak zawsze te włóczki się w około mnie pojawiały, przy oglądaniu telewizji często dziergałam albo robiłam kolejny szalik…. Aż nastał moment, w którym musiałam zdecydować się jak będzie wyglądać moja przyszłość…
Liceum…
Po paru latach, jak już byłam w liceum, mój wujek, z Kielc, podpowiedział mojej mamie, że jest taka szkoła plastyczna i Monika może spróbować się do niego dostać. To były czasy bez internetu, więc telefonicznie trzeba było dowiedzieć się jakie warunki są do spełnienia i dokumenty do przesłania. Po pół roku nastał dzień egzaminów, które przeżyłam w stresie, ale też bardzo ekscytująco. Poznałam wtedy swoją pierwszą przyjaciółkę, Kotarbę!
Wybór specjalizacji czyli poznanie sztuki bliżej…
Następnym krokiem było wypełnienie dokumentów i wskazanie kierunku, głównej specjalizacji oraz drugiej, zapasowej. W razie niewystarczającej liczby chętnych, automatycznie przechodziło się na drugą. Ja składałam na meblarstwo – to mi się wydawało najpraktyczniejszym i najciekawszym wyjściem. Niestety na ten kierunek zgłosiło się 7 osób na 8 wymaganych. Trafiłam więc na tkactwo. Po 2 miesiącach okazało się, że jedna osoba z malarstwa również chciała meblarstwo, ale tak wyszło że wpisała odwrotnie. Trochę byłyśmy zawiedzione… ale nie ma tego złego! Tapiserie, czyli rodzaje tkanin obiciowych są nieodłączną częścią mebli i zamierzam pójść w tą stronę. Do tej pory sama odrestaurowałam jeden, bardzo ciekawy fotel. Możecie go zobaczyć na zdjęciu poniżej, razem z ręcznie tkaną narzutą 🙂
A jak wyglądają Wasze pierwsze kroki w świecie włókna?
Podzielcie się ze mną w komentarzu swoją historią…
Oczywiście to nie jest tak, że skończyłam naukę i moje umiejętności opierają się jedynie na starej wiedzy. Nadal rozwijam się w tkaninie i doskonalę sztuką włókna o czym można się przekonać między innymi na moich wystawach.
Pingback:Tkanina czy makrama - modne dekoracje | jak je odróżnić?